„Chory człowiek/wariat/idiota!”. Czyli dlaczego lepiej trzymać język za zębami niż (nieświadomie/niechcący) urazić drugiego człowieka.
Często jest tak, że wypowiadamy słowa, które – w naszym mniemaniu – są zupełnie neutralne bądź mają ledwie delikatne zabarwienie sarkastyczne. Twierdzimy tak, gdyż wypowiadane zdania przepuszczamy przez własny filtr „dobrego smaku” i dodatkowo przepuszczamy przez lejek „osobistych doświadczeń”. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak łatwo można urazić drugiego człowieka, naprawdę głęboko zranić, mówiąc coś, co nam wydaje się tak naturalne i niewinne.
Zapewne was to zdziwi, ale na pomysł tego tekstu wpadłam podczas ostatniej wizyty u weterynarza z naszym „malutkim” Salemkiem. Jeśli śledzisz mnie na FB lub IG, to wiesz, że podczas zabawy z Misiem, a właściwie w trakcie przerwy, Salem przewrócił się razem z drapakiem. 6kg kota o długości ok 80 cm (+plus ogon) w wirze zabawy postanowiło wskoczyć na najwyższą półkę drapaka prosto z ziemi. Niestety, złapał się w takim miejscu, że drapak poleciał, a on wylądował brzuszkiem na jednej z jego desek. Do tej pory zdarzało mu się w trakcie zabawy spadać z wielu miejsc na pupę, łapki a nawet mordkę, co wywoływało w nim tylko większa chęć do zabawy. Tym razem w jego moczu pojawiła się krew, a my w ciągu 15 minut byliśmy w lecznicy. I właśnie tutaj rozpoczyna się właściwa historia, która dała mi wiele do myślenia.
Musicie wiedzieć – i my się tego nie wstydzimy – że Salemka traktujemy i mówimy do niego jak do dziecka. Kociak do tego stopnia przypomina malutkiego berbecia, że wyszło to jakoś tak naturalnie, że jest mamusia, tatuś, ciocia czy babcia. Mały jest strasznie rozgadany, potrafi miauczeć nie tylko na jedzenie, ale ido zabawy, żeby go wpuścić do pokoju, posprzątać w kuwecie… nawet ma rytuał „powitania” i kiedy Miś wraca z pracy, koniecznie musi mu „opowiedzieć” co robił w domu, a następnie trzeba kota wziąć na rączki, żeby mógł okazać miłość łapkami i językiem na twarzy.
Będąc w stresie i troszkę amoku (nie ukrywajmy, kiedy twoje zwierzątko zaczyna sikać krwią, poziom adrenaliny skacze w mgnieniu oka) przy robieniu zastrzyku powiedziałam do kotka coś w stylu „nie bój się, mama zaraz przytuli”, na co pomoc weterynaryjna powiedziała „przecież to tylko kot, nic się nie stało” I właśnie w tym momencie zapaliła mi się lampka w głowie.
Pomińmy fakt, że w klinice weterynaryjnej powinni pracować ludzie pełni empatii i miłości dla zwierząt, chcący służyć im swoją pomocą. Najbardziej ubodło mnie zupełnie co innego, a mianowicie, kto tej kobiecie dał prawo do oceniania naszych relacji z Salemem? Dla nas może to być, jedynie pieszczotliwa forma zwracania się do niego, ale co w przypadku kiedy trafiłaby na parę, która pomimo najszczerszych chęci dzieci mieć nie może? Może przesadzam, ale moim zdaniem to zachowanie było tak samo niestosowne jak pytanie singielki „a kiedy znajdziesz sobie partnera” lub pary „kiedy ślub, kiedy będziecie mieć dzieci”.
Bardzo prawdopodobne jest, że ta kobieta nie miała złych intencji, po prostu nie przewidziała, w jaki sposób ktoś może odebrać jej słowa. Być może odniosła się do zdarzenia, ale dla nas nie zabrzmiało to „to jest kotek i nic mu nie będzie”.
Tego typu zdarzenia sprawiają, że zaczynam się zastanawiać nad tym, jak często i ile razy sama zostałam źle zrozumiana?
Na szczęście większość sytuacji tego typu przeradza się w śmieszne historie o tym, jak ktoś zrozumiał czy usłyszał coś innego i była z tego kupa zabawy.
Moją ulubioną jest ta z czasów mojego dzieciństwa, kiedy przed wyjazdem do stadniny koni, nocowaliśmy z Tatą u znajomych. Przyszła pora by położyć się spać. Wyobraź sobie małą jasnowłosą dziewczynkę, która patrząc na cienki koc mówi – Będzie mi zimno.
Ojciec bez chwili zastanowienia, sięgnął po futrzany koc – jakże podobny do teraz popularnych białych futerek z IKEA – mówiąc – Przykryj się tym.
– Nie, bo to jest brudne i kłuje!
– Coś Ty powiedziała!? – spytał Tata z niedowierzaniem malującym się na twarzy.
– Nie, bo to jest brudne i kłuje – odpowiedziałam ze spokojem. Nagle stało się coś czego się zupełnie nie spodziewałam mój rozmówca, wybuchnął histerycznym śmiechem.
– A co Ty zrozumiałeś? – spytałam zdziwiona.
– Że to, że to – próbował wydusić z siebie pomiędzy salwami śmiechu. Atak głupawki trwał około 10 minut, aż w końcu po kilkunastu moich prośbach usłyszałam – Że to śmierdzi brudnym ch**em – ledwo udało mu się wypowiedzieć te słowa, by przy ostatnim z nich ponownie wybuchnąć śmiechem. Nigdy nie zapomnę wyrazu czerwonej twarzy Taty i spojrzenia załzawionych oczu.
Komizm całej sytuacji wynikał z mojego wieku, miałam wtedy może 10, może 12 lat, więc w tamtych czasach jako dziecko nie powinnam znać tego typu słów, wówczas najgorszym przekleństwem było: „ O kurde”. Ludzki umysł często płata nam figle! Z czego wynikają takie przesłyszenia, nie mam zielonego pojęcia, może jest to gra naszej podświadomości, a może efekt wyrwania z zamyślenia?
Nie każde nieporozumienie z założenia musi więc wywoływać konsternację, niektóre są przekomiczne i zapadają w pamięć na długo. Tak długo, że nawet teraz, opowiadając o tym kocu po raz setny, nadal się z tego śmieję.
A wam, jaka sytuacja tego typu najbardziej zapadła w pamięć?
To prawda, to co dla nas wydaje się być zabawne może być zupełnie inaczej odebrane przez inną osobę. Poza tym wydaje mi się, że najprościej urazić przypadkowo osoby, z którymi nie znamy się zbyt dobrze.
Niestety ale każdy z nas jest inny i ma różny poziom poczucia humoru a także inny poziom empatii
Myślę, że tu nie chodzi o złe zrozumienie czyiś słów, nawiązując do tej pani weterynarz. Ja też traktuję swoje psy jak członków rodziny. Mówię do nich i posiadamy różne rytuały „pogaduszek”. Ale ja np. uważam, że takie osoby, które mówią „to tylko kot” nie rozumieją, że dla kogoś to może być członek rodziny. Dla nich to tylko zwierzę i nic więcej.
A sprawa z niezrozumieniem to trochę inna sytuacja. Czasami czegoś nie usłyszymy przez co źle zrozumiemy. Takie jest moje zdanie w tej kwestii.
Bardzo ważny post. Myślę, że każdy od czasu do czasu palnie jakąś głupotę a dopiero później przemyśli skutki, co nie jest dobre.
Niestety to prawda. Może zabrzmię w tym momencie jak hipokrytka, ale myślę, że w dużej mierze przyczynia się do tego fakt, że znacznie częściej porozumiewamy się za pomocą internetu czy telefonu, aniżeli twarzą w twarz z drugą osobą
No tak to bywa, że czasem ktoś nas źle zrozumie, a czasem my kogoś. Dlatego taka ważna jest komunikacja i to, w jaki sposób się wyrażamy. Ale chyba nie ma co się aż tak przejmować, bo raczej nie jesteśmy w stanie zawsze w stu procentach trafiać do kogoś ani ktoś do nas.
Jeżeli chodzi o weterynarzy to przez znajomych z tej branży wiem, ile z nich jest tam nie dlatego, że kochają zwierzęta, a wręcz przeciwnie, zwierzęta dla nich znaczą tyle, ile wydana kasa przez właścicieli. Dlatego dopóki moja przyjaciółka nie otworzy swojej kliniki nie będę miała psa. Wystarczy mi starszy kot :))
A Wasz kot jest cudny, ,usze dodać 😀
To co piszesz jest przykre, ale myślę, że bardzo prawdziwe. Niestety coraz cześciej ludzie wykonujący zawód związany z empatią są nastawieni tylko i wyłącznie na zysk.
Ufff, bardzo często z powodu niezrozumienia wynikają nieporozumienia. A często lekarstwem jest po prostu szczera rozmowa 🙂
To prawda, niestety nie zawsze w życiu codziennym, kiedy na drodze staje nam wiele osób mamy taką możliwość.
Sytuacja z tatą przezabawna, a co do weterynarza, wydaje mi się, że raczej odnosił się do zastrzyku – też nie uważam żeby kotu miało się przez to zrobić przykro. Ale mam swojego kota i rozumiem Twoją empatię wobec zwierzaka 😉
Możliwe, że właśnie tao miała na myśli ta kobieta, ale niestety ton jej głosu nie był zbyt przyjemny.
Cudny ten Wasz kot, i nie dziwię się, że traktujecie go jak członka rodziny. W końcu jak sie za zwierzaka bierze odpowiedzialność i kocha całym sercem to staje się on niemal tak samo ważny jak każda inna bliska nam osoba.
Dokładnie tak!
Spotkałam kilka osób na swojej drodze, które posiadają psa czy kota, ale mówią, że zwierzęta to tylko na dworze. Nie potrafię zrozumieć takiej postawy.
Nie potrafię sobie teraz przypomnieć, ale twoja historia przezabawna, hahaha 🙂
Szczerze mówiąc, moim zdaniem to zrobiliśmy się teraz za bardzo przewrażliwieni. Obrażamy się o wszystko, o przejęzyczenie, o wyrażenie zdania sprzecznego z naszym, o żart lub dowcip. Ja bym była za daniem trochę na luz i nabraniem dystansu do siebie. Co innego tzw. mowa nienawiści, celowe obrażanie kogoś, co innego wyrażenie swojego zdania. Dla tej pani weterynarz kot to kot, nie dziecko. Nie musi to oznaczać, że jest mniej profesjonalnym lekarzem. A może chciała cię uspokoić, że koty są bardziej wytrzymałe fizycznie niż dzieci z razji swojej budowy i nic mu nie będzie? Może rzeczywiście powinna trzymać język za zębami, żeby nie urazić Twoich uczuć. Ale to może w ogóle powinniśmy wszyscy zamilknac i się do nikogo nie odzywać, aby na pewno nie obrażać? Moim zdaniem lepiej po prostu nie mieć aż tak cienkiej skóry i takich drobnostek nie przeżywać.
Pan w Biedronce patrząc na mnie i mój pełny wózek, pełen zakupów i dziecka – mogłaby mnie pani przepuścić? – nie! Z tym piwem może pan chyba poczekać! – proszę pani, ale po koszyk tylko, zastawiła pani przejście ???
Czasem nie dopowiemy czegoś, co pomyślimy… i konflikt gotowy. 🙂 Każdy może zinterpretować pewne słowa inaczej, dlatego warto upewnić się czy druga osoba rozumie, tym bardziej, jeśli mamy do przekazania coś naprawdę ważnego. 🙂
Myślę , że największy problem sprawia słowo pisane,.np. komentarz na forum. Łatwo wtedy o niezrozumienie, bo nie można podkreślić np. żartu, wypowiedzi gestem.