„Chyba się pomyliłaś w tytule, bo udzie konsekwentni i ułożeni cechują się właśnie odpornością na manipulację! Wiem, bo sam taki jestem i nikt mną manipulować nie może!” – Czy aby na pewno?
Skąd pomysł na taki wpis? Może dlatego, że czasem lubię zepsuć dzień komuś, kto myśli o sobie nie wiadomo co, a może dlatego, że lubię dzielić się wynikami moich rozmyślań? Bo chyba po to założyłam i pielęgnuję tego bloga, żeby każdy odnalazł na nim coś ciekawego, rozwijającego lub pomocnego. Nawet jeśli czasem te informacje mogą wywołać u was, moi drodzy czytelnicy, pewnego rodzaju uczucie dyskomfortu. Bo chyba nikt nie chce dowiedzieć się o sobie, że ma lukę w zabezpieczeniach, którą od zawsze brał za ścianę zabezpieczającą. Ale tylko uświadomienie sobie własnych słabości pozwoli nam pracować nad nimi, a przynajmniej mieć ich świadomość i unikać zagrożeń z tego wynikających.
Bądź konsekwentny – czyli właściwie jaki?
Bardzo często wpadamy w taką pułapkę społeczną, która pojawia się na początku naszego życia, kiedy dopiero co zaczynamy pomału ogarniać otaczający nas świat. Dzieci nie znają pojęcia bycia konsekwentnym w robieniu czegoś, bardzo często zmieniają koncepcje „w biegu”, rozkładają jedną zabawkę, by za chwilę ja porzucić na rzecz drugiej. Dlaczego o tym piszę? Bo na tym etapie życia zwykle pierwszy raz zderzamy się z zewnętrzną „koniecznością dążenia do konsekwencji”. Jako dzieci, sami z siebie, raczej byśmy nie wpadli na to, że jeśli po 2 albo 3 minutach zabawy w piaskownicy, jednak mamy ochotę pobiegać, to mama, tata, babcia czy dziadek stwierdzą, że „o nie, wyszliśmy z zabaweczkami do piaskownicy, to teraz masz się bawić tymi zabawkami”. „Bądź konsekwentny”, „trzymaj się swoich wyborów”. Ale po co? Zabawa w piaskownicy, w twoim odczuciu, nie jest jednak tym, co chcesz robić. Dlaczego nie możesz sobie pobiegać?
Niby argumenty do dziecka docierają, ale czemu do jasnej ciasnej, masz się bawić w babki z piasku, skoro jednak wolisz biegać? Z jednej strony nie wiesz, czy bieganie Ci się nie znudzi równie szybko, ale nie dowiesz się tego, jeśli nie spróbujesz.
Głupia sytuacja, taka błaha, a zobaczcie, ile psychologicznych wątków można tu wyciągnąć, bo – oczywiście naciągając to wszystko do niebotycznych rozmiarów – można założyć, że ta narracja implementuje w dziecku następujące tezy:
a. zmiana zdania jest źle widziana, nie powinieneś zmieniać koncepcji;
b. zmiana zdania oznacza, że jesteś niekonsekwentny, a to źle;
c. zmiana zdania wiąże się z ryzykiem, ryzyko jest złe, a zło jest złe;
Do czego piję? Właśnie twój umysł został terra-formowany i wyrównany do wymogów społecznych, pozbawiając Cię naturalnych i instynktownych zachowań. Jeśli wpadłeś na jakiś pomysł, zacząłeś się przygotowywać itp. i (nie daj Boże!) powiedziałeś o tym komuś… a jednak po dokonaniu obliczeń, wstępnych przygotowań i inwestycji dochodzisz do wniosku, że jednak nie jest to tak super pomysł, jak się wydawał i wymaga o wiele więcej nakładów, niż posiadasz lub zakładałeś poświęcić… no to w oczach swoich znajomych nie będziesz tym, który mierzy siły na zamiary i nie chce porywać się z motyką na słońce, tylko kimś o słomianym zapale, niekonsekwentnym… w skrócie, twoje akcje „zaufania społecznego” spadną! I pojawia się gdzieś z tyłu głowy „jak teraz się wycofam, to wyjdę na nie konsekwentnego. Co sobie ludzie pomyślą?”
Konsekwentne działanie a dążenie do celu
Tutaj dochodzimy do sedna sprawy, czym innym jest konsekwentne działanie a czym innym dążenie do celu. Z pozoru może się wydawać, że jest to tożsame, ale tak naprawdę ma tylko kilka punktów stycznych.
Działanie konsekwentne, przynajmniej ja mam takie odczucie, jest społecznie poważane na podobnym poziomie jak dążenie do wyznaczonego celu. Wydaje mi się, że dzieje się tak z tego powodu, że nie rozumiemy subtelnych różnic pomiędzy tymi słowami i nie widzimy, że konsekwencja może szybciej przynieść negatywne skutki, niż dążenie do celu. Dlaczego?
Podajmy prosty przykład, taki nam bliski, czyli używanie drogiego kremu do rąk.
Osoba konsekwentna, nawet jeśli krem do rąk ją uczula, będzie go używać, bo był drogi. Nie będzie chciała przyznać się do błędu, jakim było wydanie kupy kasy na krem, który nie tylko nie działa, ale wręcz szkodzi. Jeśli dojdzie do tego „społeczna presja” w postaci pochwalenia się tak drogim kosmetykiem, mamy niemal pewność, że taka osoba prędzej zmieni skórę jak wąż, niż odda/wyrzuci/przestanie stosować szkodliwy krem.
Osoba dążąca do celu, w tym przypadku pięknych i gładkich rąk, powie natomiast – ten krem nie działa, ale ręce chcę mieć piękne. Szkoda kasy, trudno, ale mi szkodzi, więc idzie do koleżanki/kosza, a ja szukam dalej, aż znajdę coś, co mi pomaga w osiągnięciu celu. Taka osoba będzie mieć głęboko w poważaniu to, co o wyrzuceniu drogiego kremu pomyślą ludzie. Jeśli szkodzi, to znaczy, że jest dla takiej osoby bezwartościowy. Nie ważne, czy coś kosztuje 20 czy 200 złotych, ale jakoś w społeczeństwie, trudniej wyrzucić coś za 200, choćby szkodziło i było złe. Bo co sobie pomyślą ludzie?
Wiadomo, przykład jest przejaskrawiony, ale ile znacie osób w swoim otoczeniu, które robią coś „od lat”, chociaż od jakiegoś czasu zaczęło im szkodzić albo nie daje już takich efektów? Uparcie twierdzą, że skoro X czasu temu pomogło, to konsekwentnie będą robić to dalej. Nie ważne, czy chodzi o stosowanie kremu, kiedy zmieniła się jakość/wrażliwość naszej skóry czy powrót na siłownię po 5 latach przerwy i zaczynanie od obciążeń sprzed okresu lenistwa, bo „jak ostatni raz byłem na siłowni, takie obciążenie było dobre!”.
Osoba konsekwentna będzie popełniać ten sam błąd. Jeśli coś daje efekty i konsekwentnie wykonujemy jakieś czynności to ok, punkty społeczne rosną. A co, kiedy przestanie dawać efekty? Konsekwencja w działaniu, poprzez niewidoczną rękę presji społecznej, zacznie nas wpychać do pułapki robienia czegoś, co jest bez sensu, ale jako ludzie nieomylni, konsekwentni i ułożeni, nie możemy przyznać się do błędu. Pal licho przyznać się do błędu przed sobą, ale „co ludzie powiedzą?”.
Osoba dążąca do celu wie, że „wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”. Ale samych rodzajów dróg jest wiele, co dopiero samych możliwych tras do obrania! Możesz wybrać drogi lądowe, wodne, powietrzne. Możesz jechać autem jak najdłużej w linii prostej, a możesz pojechać przez Hiszpanię, wybrać lot z przesiadką gdzieś w Egipcie. Brzmi głupio? Może, ale na koniec, osiągasz wyznaczony cel. A osoba konsekwentna, jeśli obrała jedną konkretną drogę i wjechała na rondo, na którym zamknęli zjazd z powodu remontu, będzie się kręcić w koło. Będzie jeździć po rondzie tak długo, aż zdejmą barierki. A co, jeśli te barierki postawiono już na zawsze, z biegiem czasu brakuje paliwa i drogowcy zaczną się zabierać za blokowanie dróg alternatywnych?
I kto teraz jest głupi? Ten, kto do Rzymu dotrze przez Egipt, czy ten, który kręci się na rondzie gdzieś w połowie drogi?
Nie wymagaj ślepej konsekwencji w działaniu! Ani od siebie, ani od innych!
W moim wpisie na temat tego, czego nam nie mówią poradniki życiowe/biznesowe etc., pokazałam, jak działają tego rodzaju publikacje. Większość z nich pisana jest językiem imperatywu – „Zrób!”, „Zmień!”, „Przynieś!”, „Podaj!”, „Pozamiataj!”. Nie będę tutaj się rozwodzić nad tym, czy używanie takiego języka w książce jest złe, czy dobre, bo sięgając po nią, nie jako zgadzasz się na „rozkazywanie” przez autora. To wzmacnia przekaz, niektórym daje poczucie, że autor do nich mówi jakby osobiście, to daje im motywacje, nakręca ich.
Oczywiście, czym innym jest zmuszanie się do nauki, wyjścia na siłownię, przeczytania jakiejś książki, ale to już wiąże się z samodyscypliną, motywacją, chęcią rozwoju. Ale nie rozmawiamy dziś o tych rzeczach ani o lenistwie, tylko o tym, jak nasza podświadomość wyświetla nam obraz innych ludzi, przez co trudniej nam się wycofać z jakiegoś nic niewnoszącego projektu lub działania.
Masz prawo poddać w wątpliwość, czy zrezygnowanie z czegoś na danym etapie jest mądre i zaznaczyć, że Ty postąpiłbyś inaczej. Natomiast nie wolno Ci użyć słów „bądź konsekwentny!” albo „dokończ, co zacząłeś, bo tak robią dorośli ludzie!”. Ilekroć używasz takiego imperatywu, gdzieś na świecie wyrzucane jest sprawne żelazko, ale w głowie twojego rozmówcy następuje zatrzaśnięcie pułapki społecznej.
„No k6%#a tak, jak teraz się poddam/przerwę/zmienię, to będą mnie uważać za niegodnego zaufania, niekonsekwentnego, o słomianym zapale człowieka… Tak być nie może! Biorę kolejny kredyt we Frankach!”
Ale nie wymagać konsekwencji w działaniu od siebie? Przecież to prosty sposób na rozleniwienie! Otóż… nie, nie jest to sposób na słodkie lenistwo. Jeśli coś przestaje Ci grać w tym, co robisz, przypomnij sobie, jaki był pierwotny cel podróży. Chcesz schudnąć, ale siłownia jest już tak nudna, że nie wytrzymujesz? Przecież nie musisz tam chodzić! Zastosuj dietę i się jej restrykcyjnie trzymaj, idź na zajęcia sportowe, basen, wyciągnij na spacery/nordic walking koleżankę lub kolegę. A może… zmiksuj to wszystko, żeby nie odczuwać nudy? Wiadomo, „konsekwencja” w diecie jest potrzebna, ale też taka „zdrowa”. Jeśli nie tolerujesz laktozy a wszystkie fit-przepisy, które znasz, mają w sobie mleko lub sery, to nie rób z siebie dzika i „konsekwentnie” nie przyprawiaj się o bóle brzucha i wzdęcia, tylko zmodyfikuj dania albo znajdź taką dietę, która odniesie skutek, nie szkodząc twojej osobie.
Ale jak manipulować ludźmi? Przecież to mnie interesuje najbardziej!
Jeśli, po tylu zdaniach i opisach, jeszcze nie wiesz jak manipulować ludźmi zafiksowanymi na własnej konsekwencji, to nie powinieneś zaprzątać sobie tym głowy. Manipulacja ludźmi to nie skręcanie łóżka z Ikei, gdzie wystarczy krótka, obrazkowa instrukcja. Manipulowanie ludźmi wymaga określonych predyspozycji, wśród nich jest zwiększona empatia i percepcja. Dzięki nim, w połączeniu z wnikliwą obserwacją, możesz starać się wydedukować, co powiedzieć/zrobić/pokazać ,aby uzyskać konkretną reakcję danej osoby. Niestety, tego nie nauczysz się z tego tekstu, a zakładam, że nie nauczysz się tego z żadnej książki. Ale, żeby nie było, że to click-bait, podam kilka prostych przykładów manipulowania za pomocą dążenia do konsekwencji…
Jeśli znasz osobę, która jest mega konsekwentna w swoim działaniu i szczyci się tym na każdym kroku, możesz spróbować „zagrać jej konsekwencją” na swoją modłę. Bardzo często jest tak, że takie osoby nawet jednorazową czynność, będą traktować jako kanoniczną, taką, którą trzeba powtarzać, żeby nie być niekonsekwentnym. Zarzuceniem im, że „Ale przecież X czasu temu zrobiłaś Y, to teraz też powinnaś zachować się w porządku i zrobić Y, nie uważasz? No chyba, że było to jednorazowe szaleństwo…”.
Sprzedawcy usług telewizyjnych opanowali ten mechanizm do perfekcji
– „Jak to chce pan zrezygnować z dodatkowego pakietu filmowego? I jeszcze pan twierdzi, że go nie ogląda? Chce Pan powiedzieć, że kupił pan coś i nawet nie obejrzał? No nie wierzę, taka ułożona i konsekwentna osoba…”
Po takim tekście pan Janusz zaczyna się zastanawiać, czy wycofanie z płacenia za coś, czego nie ogląda, nie spowoduje, w oczach domowników i sprzedawcy (sic!), przyznania się do błędu, jakim było wywalanie kupy złota za pakiet, z którego nikt nie korzysta. Ale, może nadal wywalać kupę złota na pakiet i wtedy „nie wyda się, że (1) popełnił błąd i w ich oczach, będzie (2) konsekwentny w działaniu!
Mózg Pana Janusza ogarnia to tak – jeśli odłączę pakiet, to „przegrywam” 1:2, bo kasa zostaje w kieszeni, ale przyznaję się do błędu i jestem niekonsekwentny. Ale, jeśli zostawię pakiet to mam gładkie 2:1, albo 2:0 bo hajs i tak leci, ale nikt mi nie powie, że zrobiłem błąd, a mając pakiet, będę konsekwentnie go nie oglądał!
albo:
– „Ja rozumiem, że dzieci się już wyprowadziły, Pan jest kierowcą ciężarówki i pakiet tv za 150 to dużo, ale wie pan, tyle panu kanałów utniemy, jeśli to się da w ogóle zmienić, że i tak za tydzień będzie pan dzwonił i się tłumaczył, że zmienił zdanie. Jak to będzie wyglądać?”.
Jak widzi to mózg pana Bogdana? „O nie, kurczę, może ma rację, raz w miesiącu coś tam niby oglądam, a tak będę dzwonił, robił z siebie durnia, że ja jednak wcale nie chciałem rezygnować z tego pakietu… no pomyślą, że niepoważny jakiś!”.
Bycie niekonsekwentnym może być lepsze i zdrowsze niż ślepe podążanie za koniecznością bycia „odpowiedzialnym, konsekwentnym i ułożonym”.
Jak widzicie, w moich przerysowanych przykładach, jasno widać, że czasem lepiej mieć gdzieś normy społeczne i „punktację od społeczeństwa”, bo to wy potem zostajecie w jakimś projekcie, który już stał się bezcelowy, męczący lub skazany na porażkę, do której najpewniej dążycie jak Titanic na górę lodową, bo nie zmienił kursu mimo ostrzeżeń o występowaniu wielkich i śmiercionośnych pól lodowych.
Nowa lustrzanka leży w szafie i się kurzy, bo jednak nie jest to twoje powołanie? Sprzedaj, odzyskaj, choć część pieniędzy. Lepsza strata i odzyskanie części funduszy i możliwość ich przeznaczenia na elektryczną hulajnogę albo drona z kamerą, niż okłamywanie siebie i bliskich, że „kiedyś mi się przyda”, „zwyczajnie nie mam weny na zdjęcia do nagrody Pulitzera”.
Po głębszej analizie wyszło Ci, że zamówienie gotowej altanki ogrodowej jest bardziej opłacalne niż robienie jej samemu? Wiesz, że niewiele zaoszczędzisz, stracisz wiele roboczogodzin i jeszcze jest prawdopodobieństwo, że konstrukcję szlag trafi? To zamów speców, trafisz do Rzymu, trochę drożej i na skróty, ale jak w niej usiądziesz, nie będzie to mieć znaczenia.
Twoja firma nie przynosi zysków, rynek się wysycił podobnymi usługami lub towarami, a do rekinów nie należysz? Przekalkuluj, czy lepiej poszerzyć działalność i stopniowo zastępować stare usługi/towary nowymi, aż do wygaszenia nierentownej gałęzi, czy lepiej dać kasę specom od marketingu i rozepchać się na rynku? A może zamknąć firmę, pojechać na wakacje i po oczyszczeniu mózgu zacząć jeszcze raz – z tym samym projektem lub zupełnie innym. Masz już know-how prowadzenia firmy, a konsekwentne dokładnie do działalności doprowadzi Cię do długów i etatu, którym będziesz spłacać kredyty! Co ludzie pomyślą? Nie ważne, bo to nie oni będą za chwilę rozmawiać z komornikami!
Podsumowanie
Teraz rozumiesz? Dzięki nakreślonym ramom społecznym, co jest dobre i chwalebne, a co jest złe lub nie mile widziane, podświadomie boisz się trafić do tej drugiej grupy, więc wybierasz opcję „bezpieczną i społecznie do obrony”, bo zawsze możesz powiedzieć, że „przynajmniej jestem konsekwentny!”.
Na pewno!
No bo jak to tak? Taka ułożona, taka konsekwentna osoba jak Ty, twardo stąpająca po ziemi… a nawet nie udostępniłeś tego posta na swoim Facebook’u! Koty cioci Marysi to mają lajki i udostępnienia, na innym blogu zostawiłeś komentarz… Jak to o tobie świadczy?
Przeczytaj, udostępnij, skomentuj i jeszcze raz czuj się ze sobą dobrze! Może takim działaniem, nie tylko nakarmisz swoją potrzebę bycia „konsekwentnym”, ale również pomożesz innym osobom zrozumieć, jak uciec z takiej pułapki?
Moim zdaniem warto nie dać się manipulacji. Nie jest jednak tak, że jesteśmy kompletnie bezbronni wobec mniej lub bardziej wyrafinowanych technik manipulacji. Większości z nich można się w łatwy sposób oprzeć. Najważniejsze to zauważyć, że ktoś próbuje wywrzeć na nas wpływ.
Kiedyś nie zwracałam uwagi na wiele faktów, w ostatnim czasie jednak staram się dostrzegać typowe techniki manipulacyjne. Tak aby móc się przed nimi bronic!
Pewnie, że nie warto i trzeba być czujnym! Nie zmienia to faktu, że na niektóre techniki zostajemy zaprogramowani od małego i ciężko nam dostrzec to, że ktoś próbuje nami sterować. Masz rację, że nie jesteśmy bezbronni, kiedy dostrzegamy takie próby. Niestety, zbyt często działamy w przeświadczeniu „bo tak trzeba”, „bo tak należało”, „bo co ludzie powiedzą?” i zamiast trzeźwo spojrzeć na sytuację i stwierdzić, że ktoś perfidnie nas i nasze dobre serce wykorzystuje, zaczynamy siebie winić „o takie głupie oskarżenia”.