Breakfeast to bed to Kwietniowy temat znanego wam już „wspaniałego roku” – akcji organizowanej przez Twoje Źródło Urody — w ramach, której na blogu pojawiły się notki „Made with love — pieczemy chleb” oraz „Fresh and green, czyli jak uprawiać rośliny w mieszkaniu” i „Jak uprawiać rośliny w mieszkaniu mając koty, czyli Fresh and green II”.
„Śniadanie do łóżka” – temat prościzna!
Na początku temat wydawał się wdzięczny i prosty — ot, kilka zdjęć ładnie podanego śniadania, ujawnienie kolejnego sekretu mojej kuchni lub diety, wszystko okraszone odrobiną humoru.
Przez długi czas podchodziłam do tego zadania zbyt dosłownie. Prawda jest taka, że ta przyjemność spotkała mnie zaledwie kilka razy. Pojęcie „śniadania do łóżka” kojarzy się większości z porankiem w upalne lato, łóżkiem z baldachimem, z którego rozciąga się widok na bezkresne lazurowe morze oraz srebrną tacą wypełnioną po brzegi egzotycznymi owocami w towarzystwie drinka z palemką – kadr z filmu, prawda?
Pierwsze śniadanie do łóżka, które pamiętam, wyglądało zupełnie inaczej… Było łóżko — i chyba tyle zgadza się z przedstawioną wyżej wizją — do tego tony zużytych chusteczek, a za oknem deszcz ze śniegiem! Zamiast srebrnej tacy deska do krojenia, na niej kilka pomidorków koktajlowych, kanapka z szynką, kubek z gorącą herbatą i zestaw tabletek – luby przed pracą wstał wcześniej, żeby upewnić się, że zjem, chociaż kanapkę i wezmę leki.
Ta sytuacja uświadomiła mi, jak filmy romantyczne wypaczają nasze oczekiwania względem mężczyzn, związków i relacji. Powodują, że tęsknimy za czymś, co w zwyczajnym życiu zdarza się bardzo rzadko! Natomiast nie doceniamy romantycznych gestów, nie dostrzegamy oczywistych przejawów opieki i dbania o drugą osobę. Bo — powiedz mi szczerze! – ile razy zdarzyło Ci się całować ukochanego w trakcie deszczu? No właśnie! Raczej wzięliście nogi za pas, szukając pierwszego wolnego schronienia!
Zadaj sobie pytanie: „Czym tak naprawdę dla mnie jest śniadanie do łóżka?”
Widzisz? Po przeczytaniu powyższego, odpowiedź nie jest już taka prosta!
Bo tym mitycznym „breakfeast to bed” może być naprawdę wszystko! To pocałunek „śpiącej królewny” kiedy luby wychodzi wcześniej z domu, to ciepła herbata i obiad stojący na kuchni, gdy wracam późno, to kupienie ulubionych przeze mnie orzeszków, to nagła zmiana „trasy”, żeby przywieźć mi picie, które się skończyło, to zioła i warzywa na oknie, o które nie umiem samodzielnie dbać, to karteczki z serduszkami, informujące o zalegających śmieciach, to cierpliwe tłumaczenie mi „którzy są nasi” i jak działa ranking FIFA.
Bo faceci tacy właśnie są, że „działają”.
Ok, nie mogę narzekać na brak „wielkich” rzeczy, spontanicznych pomysłów czy brak prezentów, ale to właśnie te wszystkie – zdawałoby się – małe i codzienne gesty cieszą najbardziej, ponieważ to właśnie dzięki nim, my kobiety czujemy się kochane w każdej sytuacji.
Podstawą każdego związku jest rozmowa – bo rozmawiać trzeba, a co gorsza rozmawiać ze sobą trzeba się nauczyć.
O konieczności rozmowy przeczytasz na każdym blogu czy w innym poradniku, ja chcę zwrócić uwagę na coś innego:
Warto się kłócić! – no chora jak nic! (pomyślał znów czytelnik) – ale naprawdę warto, bo kłótnia to też rozmowa. Tylko, ta kłótnia musi być merytoryczna i trzeba liczyć się z tym, że trzeba będzie uznać argumenty drugiej strony. Jeśli wychodzisz z założenia, że kłótnię „wygrywa” ten, kto głośniej krzyczy, to niestety nie jest prawdą. Kłótni nie może „wygrać” jedna strona, muszą ją wygrać obie. Jedna ze stron przyznaje drugiej rację, natomiast obydwie muszą wyciągnąć wnioski i zastanowić się, w którym miejscu zawiodła komunikacja, a do kłótni musiało dojść.
Jeśli potrzebujesz trzasnąć drzwiami, zrób to – ale wróć po chwili dokończyć rozmowę. Nie ma bowiem niczego gorszego, niż zostawić „kłótnię” na później. Wraca ona wtedy ze zdwojoną siłą, a w międzyczasie, urządzacie sobie „ciche dni” albo małe złośliwości, aby „to drugie zmądrzało/zrozumiało”. Z czasem kłótnia powinna przerodzić się w rozmowę, a ta w burzę mózgów nad rozwiązaniem sytuacji.
Warto doceniać i dziękować, nie traktować rzeczy zwykłych jakby „nam się należało”! Zdarza się, że wracasz ze spotkania ze znajomymi po 23, a twój luby, co prawda sam już śpi, ale na blacie stoi kanapka, woda z sokiem z cytryny „przed snem” i tabletka na ból głowy „na jutro”. Albo obiad podgrzany specjalnie dla Ciebie późnym wieczorem, herbata do łóżka jak masz zwykły katar czy zimne piwo w lodówce, gdy tylko w trakcie dnia wspomniałaś, jak bardzo jesteś zmęczona. I chociaż nie słyszysz codziennie „kocham Cię”, to czujesz, że właśnie tak jest. Natomiast „dziękuję za obiad/herbatę/zestaw kacowy” działa zupełnie jak „ja Ciebie też”.
Jasna komunikacja jest podstawą, w naszym przypadku często odbywa się to przy pomocy karteczek. Ponieważ to Misio jest bardziej uzdolniony artystycznie, często do zwykłej informacji dodaje serduszko, rysuje misia albo, w zabawny sposób, informuje o niewykonaniu prac domowych ze względu na mecz… i jak się na niego gniewać?
Reasumując – jedno wspaniałe śniadanie do łóżka nie zastąpi codziennych miłych gestów, chociaż raz na jakiś czas na pewno nie zaszkodzi… Prawda Misiu? 😉